Kaplica Krasińskich

Remont Kaplicy Krasińskich p.w. św. Barbary

Tekst zamieścił

 

Dariusz Kalina

OT NID w Kielcach

 

Grzegorz Wiatr

konserwator zabytków

Prace przy Kaplicy p.w. świętej Barbary w Lisowie

Prace konserwatorskie przy ołtarzu św. Barbary oraz czterech epitafiach Gabriela, Mikołaja, Katarzyny i Aleksandra Krasińskich z kaplicy św. Barbary w Lisowie prowadziłem w latach 2002/2003. Cały projekt zainicjowany i finansowany był przez ks. Czesława Krzyszkowskiego, proboszcza  i dobrodzieja parafii św. Mikołaja w Lisowie.

 

 

Nadstawa ołtarza w kaplicy przed rozpoczęciem prac konserwatorskich, fot. G. Wiatr


Sztuka XVII wieku była mi zawsze bliska. Miałem tą przyjemność pracować przy najwybitniejszych zabytkach epoki manieryzmu i baroku w Gdańsku, dlatego propozycję prac w kaplicy św. Barbary przyjąłem z dużą radością. Pomimo katastrofalnego ich stanu potrafiłem ocenić efekt końcowy, który przy zastosowanym materiale (marmur dębnicki, alabastry, Różanka, złocenia) zawsze jest spektakularny. Uwagę moją zwrócił także niezwykły poziom rzemieślniczy i artystyczny. Odkrywanie takich perełek a już praca przy nich jest czymś co najbardziej cenię w moim zawodzie.

 

Epitafia w kaplicy, fot. G. Wiatr

 

Prace rozpocząłem od zebrania materiałów archiwalnych -  starych zdjęć, opisów, analogii. Było to niezbędne, ponieważ spora część detali znikła bezpowrotnie. Dzięki starym fotografiom udało się wiele z nich odtworzyć. Tam gdzie ta metoda zawiodła, musiałem poszukać analogii- czyli jak dany element wygląda w podobnym obiekcie z tego samego okresu. W przypadku ołtarzy i epitafiów XVII.  wiecznych z marmuru dębnickiego jest to o tyle zasadne, iż w kamieniołomie nie tylko wydobywano kamień, ale na miejscu wykonywano z niego całe elementy i detale a następnie rozsyłano po Polsce. Niektóre z nich robiono według projektów (abrysów) artystów zamiejscowych, ale  większość rzeźb wychodzących z Dębnika była nie tylko produkowana przez miejscowych majstrów, ale także projektowana. Stąd jednolitość ich stylu.
Przez lata wiele detali zaginęło. Ich piękna możemy się tylko domyślać ? np. kielich w lewej dłoni św. Barbary zastąpiony czymś co przypominało tłuczek, czy miecz w prawej dłoni. Oba te detale zastąpiłem kopiami z epoki ? odlew XVII wiecznego kielicha ze Strożysk i kopia miecza z Muzeum Narodowego w Kielcach (XVII w.).

 

Figura po sklejeniu i uzupełnieniu ubytków, fot. G. Wiatr

Figura Świętej po zdemontowaniu z ołtarza okazała się bardzo uszkodzona, fot. G. Wiatr

 

Brakujące detale marmurowe uzupełniłem oryginalnym kamieniem pozyskanym z nieczynnego już kamieniołomu Różanka na górze Zelejowa. Czarny? marmur? dębnicki z którego wykonane są epitafia i ołtarz to twardy ale kruchy materiał.

 

 

Z geologicznego punktu widzenia nie jest on marmurem lecz tzw. wapieniem zbitym. Do tego zaszczytnego miana brakuje mu struktury krystalicznej. Nie zmienia to faktu iż doskonale się poleruje choć dla rzeźbiarza to nie jest wymarzony kamień. Jest kruchy i kapryśny jak bryła węgla. Jednak jego niepowtarzalna, głęboka czerń, odpowiadająca gustom tamtej epoki przyćmiewała jego wady. Zresztą jego obróbka ograniczała się głównie do szlifowania. Stąd wykonane z niego obiekty to głównie płyty oraz detale architektoniczne. Elementy bardziej skomplikowane wykonywano z innych kamieni (marmurów, alabastrów),  a nawet brązu, co połączone w jedną całość wiele zyskiwało na dekoracyjności. Kolor kamienia powodował iż nawet najbardziej wystające detale ? jak gzymsy czy obramienia były niewidoczne, o liternictwie już nie wspominając. Dlatego regułą stało się podkreślanie detalu złoceniami a inskrypcje złocono w całości. Kamień ten swój główny atut ? czerń zawdzięcza dodatkom bitumitów, które jednak pod wpływem czynników atmosferycznych dość szybko ulegały rozkładowi ? głównie utlenieniu i odparowaniu.

 

Detale

 

Powierzchnia traci poler i staje się popielato- szara. Bardzo często aby choć częściowo przywrócić dawną świetność tym kamieniom smarowano je słoniną. Długoterminowe działanie takiego zabiegu nie trudno sobie wyobrazić, co odczułem dosłownie własnym nosem podczas czyszczenia lisowskich dębników parą wodną.

 

 

Koszt takiego zamówienia musiał być ogromny. Mogli sobie pozwolić na to tylko najbogatsi. Było to swego rodzaju kupowanie sobie nieśmiertelności a raczej pamięci. Bo czym jest epitafium- obiektem sztuki kościelnej, powstałej w związku z czyjąś śmiercią, nie ochraniający miejsca spoczynku zmarłego, ani nie funkcjonujący w czasie uroczystości pogrzebowych. Bardzo często powstawały one jeszcze za życia niedoszłego nieboszczyka. Spełniają one swoją rolę doskonale, opiewając cnoty denata po dziś dzień. Jeśli do tego dojdzie mistrzowska ręka wykonawcy to sukces gwarantowany, wart każdych pieniędzy. Pracowałem kiedyś przy XVII. wiecznym epitafium Marcina Rama z Bazyliki Mariackiej w Gdańsku, które mocno utkwiło mi w pamięci. Utkwiło nie za sprawą swojego bogactwa- (bo było skromne ale ładne), lecz swoistej desperacji jego właściciela aby pamięć po skromnym nauczycielu nie zaginęła. Za oszczędności całego swojego życia kupił dobre miejsce w Bazylice NMP w Gdańsku (filar obok zegara astronomicznego, z widokiem na ołtarz).Starczyło mu już tylko na skromną płytę i ucztę dla przyjaciół przez 10 lat w rocznicę jego śmierci. Kto by o nim pamiętał po 400 latach gdyby nie ten desperadzki krok? Swoją drogą dzisiejsze starania widoczne na cmentarzach , choć kosztowne, mają efekt zgoła odwrotny- lepiej o nich zapomnieć.
Wracając do Lisowa, to mistrzostwo wykonania nie wzięło się znikąd. W tym okresie  kamieniołomy dębnickie były kierowane przez Włochów, był to tzw. włoski okres fabryki. W pierwszej połowie w. XVII dzierżawił i kierował nimi Bartłomiej Stopano, Włoch i kamieniarz Szymon Spadi, uważany również za Włocha. Pilnowali oni zapewne poziomu prac od strony technologicznej jak i artystycznej. Choć zdarzały im się wpadki natury technologicznej. Błędem brzemiennym w skutkach było przytwierdzenie alabastrowej figury św. Barbary do tła przy pomocy żelaznego dybla. Alabaster to nic innego jak gips ? tylko krystaliczna jego forma. Gips w zetknięciu z żelazem powoduje bardzo szybką jego korozję. Żelazo zwiększa swoją objętość nawet 10-cio krotnie rozsadzając nawet najtwardsze skały. Tak było i w tym przypadku. Rzeźba rozpadła się na kilkanaście kawałków.
Metal, choć nieco innego kalibru był przyczyną zniszczeń epitafium Gabriela Krasińskiego.

 

Epitafium w trakcie prac

 

Od samego początku zaintrygowało mnie charakterystyczne promieniste pęknięcie płyty powstałe od silnego punktowego uderzenia. Nie byłoby w tym nic dziwnego gdyby nie fakt iż wybrzuszenie było na zewnątrz a nie jak wskazuje logika do wewnątrz. Odpowiedź przyszła po zdemontowaniu jednego z pękniętych fragmentów epitafium. Był to uzbrojony pocisk przeciwpancerny kaliber 75 mm z okresu II wojny światowej. Jak poinformowali mnie później saperzy miałem wiele szczęścia i niewiele brakło abym dopełnił dzieła zniszczenia razem ze swoim żywotem. Jak się później dowiedziałem, na terenie kościoła był punkt naprawy niemieckich czołgów. Nacierający Rosjanie ostrzeliwali kościół z przeciwległych wzgórz. Jeden z pocisków przebił 1,5m ścianę i utkwił od tyłu w epitafium Gabriela. Tkwił tam aż do 2003 roku.  Gabriel Krasiński był fundatorem tej kaplicy i najwidoczniej bronił jej nawet zza grobu,  zasłaniając ją swoją ?dębnikową? płytą niczym piersią.

Grzegorz z pociskiem

 

Minęło już osiem lat od zakończenia prac a nadal kaplica wymaga prac konserwatorskich- polichromia, oprawa okien czy złocona krata czekają na czujne oko konserwatora.